Nie ukrywam, że zrobiłam sobie przedświąteczne wagary i wybyłam na północ kraju.
Bo sprawa jest prosta:
Czy uwielbiam polskie morze? TAK!
Czy robi mi różnicę pora roku? NIE!
Czy opłaca się tłuc autem 600 km na 1 dzień? TAK!
Czy w Sopocie mają kioski z gazetami? NIE!
Na szczęście udało mi się wbić do popularnego sklepu z kubkami, skarpetkami, ołówkami, puzzlami… potocznie i z przyzwyczajenia nazwanego księgarnią i kupić sobie czytadełko.
I to takie dość konkretne, bo celowałam w styczniowe wydanie magazynu Forbes.
Dlaczego? Spytasz pełna dziecięcej naiwności?
No przecież wiadomo: artykuł sobie strzeliłam!
A co.
Mają tam pisać tylko o fotowoltaice, metalurgii, technologicznych startupach, giełdzie i produkcji parówek? A to niby czemu? Dlaczego branża beauty ma być poszkodowana i nie daj boże zsyłana do wariantu „Forbes Women”, by taplać się w babskim kisielku?
Pytania retoryczne.
Zgodzisz się ze mną?
Czy raczej wracamy do narracji „to bardzo aroganckie tak się chwalić”…?